Środki bezpieczeństwa zastosowane przez amerykańskie służby podczas wizyty w Polsce prezydenta USA zdumiały wszystkich. W żadnym europejskim kraju nie Amerykanie nie zastosowali tak daleko idących zabezpieczeń. Dziennikarze i komentatorzy dziwili się temu bardzo.
Przecież nawet w takich krajach jak Wielka Brytania czy Francja zagrożenie zamachem terrorystycznym wydaje się być o wiele większe. Tam jednak Obama wysiadał z samochodu, rozmawiał z ludźmi, pojawiał się często na świeżym powietrzu. Tam nie wyłączano całych ulic z ruchu i nie ukrywano trasy przejazdu prezydenta.
Gdyby terroryści planowali zamach na prezydenta USA w Europie na pewno nie wybraliby Polski, by go zrealizować.
Czego zatem bali się Amerykanie w Polsce?
Nikt w mediach nie potrafił na to pytanie odpowiedzieć.
Odpowiedź wydaje się być tylko jedna i bardzo prosta.
Amerykanie coś wiedzą, czego my nie wiemy, zdają sobie sprawę z czego z czego my sobie nie zdajemy sprawy.
Czego ta wiedza może dotyczyć?
Przede wszystkim katastrofy smoleńskiej.
Amerykanie wykazali w trakcie wizyty Obamy w Polsce całkowy brak zaufania do Państwa Polskiego.
Nie bali się „zwykłych” terrorystów.
Bali się Państwa Polskiego.
Przy najłagodniejszej interpretacji: jeżeli państwo to dopuściło do sytuacji, w której zginał polski prezydent, co powiedzieć o sytuacji obcego prezydenta.
Najostrzejszej interpretacji łatwo się domyśleć.