Przyjechałem do Warszawy ze wsparciem Poznańskich Krzyży. Około godz. 18.00 byłem na miejscu. Pogoda była letnia i dżdżysta. Zaskoczyła mnie duża ilość kamer i wozów transmisyjnych, zajmujących całą przyległą do Krakowskiego Przedmieścia uliczkę. Jedna z kamer TVN umieszczona była na wysięgniku dźwigowym, na wysokości pierwszego piętra, nakierowana na, zgromadzonych przy barierkach policyjnych, obrońców krzyża. Zrobiłem kilka zdjęć, lecz na żadnym z nich nie udało mi się uwiecznić twarzy operatora. Ta i inne telewizje wytrwały, jak się później okazało do godz. 23.00. Była też telewizja niemiecka, WDR, po której trudno byłoby się spodziewać obiektywnej relacji. Przypuszczenie to potwierdziło się w trakcie modlitwy wieczornej. Kamerzysta bezceremonialnie rozpychał się wśród modlących się osób.
Powodem mego przyjazdu była przede wszystkim chęć wsparcia ludzi stojących i modlących się już nie bezpośrednio przy krzyżu, ale po drugiej stronie ulicy, za podwójnym kordonem stalowych płotów, którym to nowy prezydent już trzeci tydzień odgradza się od swego narodu. Obrońcy ci, podstępnie odsunięci od krzyża, nie dają za wygraną, i konsekwentnie odmawiają opuszczenia tego miejsca, tworząc nową przystań dla siebie i innych, przy metalowym ogrodzeniu, murze, którym otacza się pałac prezydencki. Ów kordon policyjny, mury a niedługo może zasieki, zasłużyły już sobie na artystyczną wieczność. Każdy przecież wie, że Mury w końcu runą. Pytanie tylko czy runą same czy też razem z otaczającym je jestestwem.
Przyjechałem też z zamiarem umieszczenia bezpośrednio przy krzyżu harcerskim wizerunku krzyży poznańskich, które również, tak jak krzyż warszawski, ucieleśniają ból i krzywdę, a powstały prawie trzydzieści lat temu jako miejsce pamięci i ku przestrodze.
Byłem przekonany, że policja pozwoli mi na to. W tym celu podszedłem do młodego policjanta, stojącego przy barierce, pytając go czy mogę zbliżyć się do krzyża. Odpowiedź była negatywna, więc zadałem pytanie pomocnicze;
– Dlaczego, ja, nie mogę podejść do krzyża lub choćby przejść tą stroną Krakowskiego Przedmieścia? Przecież to jest przestrzeń publiczna.
– Ponieważ tamci po drugiej stronie ulicy są niebezpieczni, Odparł szczerze pan aspirant i dodał;
– Niedawno jeden z nich przywiązał się do krzyża.
Logicznie rzecz biorąc nie pozostawało mi nic innego jak oddalić się z miejsca niedoszłego przestępstwa, tym bardziej, że do rozmowy włączyło się dwóch starszych szarżą stróżów porządku i nie było już mowy o oddaniu czci, ale o wykonaniu prikazów.
Odszedłem więc pokornie na drugą stronę ulicy, gdzie rozmowy miały już inny charakter, jakby mniej służbowy, chociaż kto wie. Przy, ad hoc zorganizowanym nowym miejscu spotkań i modlitwy obrońców krzyża było również paru oponentów, głośno i dosadnie wyrażających swą dezaprobatę dla „tymczasowej małej architektury”, ciągle jeszcze wynoszącej się ponad dumne, policyjne płoty. Przy czym negacja ta zwykle dotyczyła ludzi pragnących upamiętnienia tragedii, i tkwiących tu fanatycznie, jakby nie było nic lepszego do roboty. Część z owych, rzekomych negacjantów, rzucała tyko w tłum jakieś naprędce sklecone hasło, udowadniające ich przytomność umysłu oraz niepoczytalność i dewiację innych, po czym oddalało się pośpiesznie nie czekając riposty. A nie mieli przecież czego się obawiać, najwyżej prośby o uzasadnienie.
Około godz. 19.00 wystąpiła młoda solistka z pięknym repertuarem w języku niemieckim.
WDR stanęło na wysokości zadania.
O godz. 21 przyszedł ks. Małkowski i poprowadził wspólną modlitwę. Był również ojciec Jacek.
Po zakończeniu musiałem niestety się żegnać. Nie licząc młodszej i starszej młodzieży usiłującej przeszkadzać w modlitwie, lub szukającej sensu swego życia, było raczej spokojnie.
Pozdrawiam wszystkich obrońców krzyża i życzę wytrwałości.
A MURY RUNĄ!!!
Ireneusz, 02.09.2010
PS: Dzisiaj dowiedziałem się, iż wczoraj, w centrum miasta, przed Pałacem Prezydenckim ukradziono czy raczej zrabowano prywatne mienie obrońców krzyża i w dodatku w ich obecności. Brawo Police!
Daylight robbery!
Skomentuj